Ruchanki to płaskie, owalne racuchy, które w dawnych czasach przygotowywało się z ciasta chlebowego. A raczej z tego, co zostało z przygotowywania chleba i podawano je na śniadanie. Obecnie bardziej popularna jest ich drożdżowa wersja, którą kiedyś robiono z okazji karnawału. Na Kaszubach są smażone z dodatkiem jabłka, ale można robić je też bez owocowej wkładki. Czasami ruchanki bywają polane fjutem, czyli rodzajem melasy otrzymywanej z buraka cukrowego. Fjut zastępował niegdyś drogi miód, ale podobnie jak on miał wiele wartości odżywczych. I tak samo jak ruchanki, jest produktem regionalnym. Z tym, że ruchanki w województwie pomorskim, a fjut w kujawsko-pomorskim.
Jest kilka teorii co do genezy nazwy tych racuchów. Jedna z nich mówi, że ciasto powinno być dobrze „wyruchane” czyli wyrobione. Druga odnosi się do pracy drożdży, które muszą „ruszyć”, czyli pracować, by ciasto ładnie wyrosło, a placuszki były puszyste. Spotkałam się też z wytłumaczeniem, że te bardzo smaczne racuchy miały kojarzyć się z czymś przyjemnym. No i chyba tak jest, bo są naprawdę pyszne. Na śniadanie czy tłusty czwartek będą jak znalazł! 300 g mąki pszennej (najlepiej typ 500 lub 550) 0,4 l mleka (2%) 2 jajka 40 g masła 1 łyżka cukru
25 g świeżych drożdży ½ łyżeczki soli 2 twarde i mało soczyste jabłka (np. odmiany Gloster)
Ruchanki – przepis:
Mleko podgrzewamy do temperatury około 37-38 stopni C (ma być ciepłe, ale nie może być zbyt gorące, bo zabije drożdże). Na małej patelni rozpuszczamy masło. W dużej misce mieszamy mąkę, sól i jajka.
Do miski dolewamy 300 ml mleka i rozpuszczone masło.
A do pozostałych 100 ml mleka dodajemy cukier i drożdże. Dokładnie mieszamy, by drożdże się rozpuściły.
Drożdże zostawiamy na kwadrans – powinny ruszyć i zacząć ładnie pracować.
W między czasie możemy obrać i pokroić jabłka. Po 15 minutach dodajemy zaczyn do ciasta. Dokładnie mieszamy i zostawiamy na kolejne 15 minut w ciepłym miejscu. Na samym końcu, tuż przed smażeniem, do ciasta dodajemy jabłka. Mieszamy łyżką.
Ruchanki smażymy na oleju najpierw z jednej, a potem z drugiej strony. Osobiście smażę je na mocy 7 z 9.
Po upieczeniu przekładamy na talerz wyłożony kuchennym papierem, który wchłonie nadmiar tłuszczu.